Zieloni terroryści – „Point Break: Na Fali” – recenzja filmowa #20

Point_Break

  • Tytuł oryginalny: Point Break
  • Premiera światowa: 1 grudnia 2015
  • Polska premiera: 8 stycznia 2016
  • Kraje produkcji: Chiny, Niemcy, USA
  • Reżyseria: Ericson Core („Vince niepokonany”)

Kiedy idzie się do kina na film akcji, zwykle nie liczy się na seans szczególnie angażujący. Większość tego typu obrazów nie wyróżnia się przecież ani oryginalnym pomysłem, ani ponadprzeciętną realizacją. Trafiają się jednak produkcje, które potrafią pozytywnie zaskakiwać, sprawiając tym samym, że odżywa w nas wiara w zachłannych  producentów z Fabryki Snów. Zapamiętujemy takie tytuły na długo i lubimy z przyjemnością do nich wracać. Takim filmem był oryginalny „Point Break” Kathryn Bigelow z 1991 roku. Jednak jego nowa odsłona z pewnością taka nie jest.

POINT BREAK

Film  Ericsona Core jest tak bardzo schematyczny i przewidywalny, jak wszystkie inne produkcje stworzone głównie z myślą o efektach wizualnych. Jak widać, były one dla scenarzystów na tyle ważne, że uznali jakąkolwiek fabułę za ledwie konieczny dodatek, który można potraktować po macoszemu. Bo niby kogo obchodzi dobra historia?

Dostajemy więc ledwie trzymającą się kupy opowiastkę, opartą na znanym nam już wzorcu. Młody detektyw FBI, z niechlubną przeszłością motoryzacyjną, dołącza do podejrzanej o liczne przestępstwa grupy sportowców ekstremalnych, aby rozpracować sposoby ich działania i zdobyć niezbędne dowody, mogące ich obciążyć. Nie bez powodu, ten opis wydaje się brzmieć bardzo znajomo. Po drobnych poprawkach, można by go zastosować do licznych filmów sensacyjnych, od „Szybkich i wściekłych” zaczynając, a na filmie Bigelow kończąc. To dzięki takim obrazom wiemy, że przy zastosowaniu odpowiednich środków można zapomnieć o pewnych słabościach opowiadanej historii, aby skupić się głównie na dynamicznych sekwencjach akcji. Niestety, najwyraźniej Core o tym nie wiedział. I zapewne dalej nie wie. Dlatego „Point Break – na fali” staje się opowieścią bardziej skupioną wokół naiwnej fabuły niż wokół sportów ekstremalnych, które powinny być tu głównymi bohaterami.

Point_Break_2

Szalone wyczyny na deskach surfingowych i snowbordowych, jazdy na motorcrossach, oraz skoki z lecącego samolotu, zostają tu zredukowane do minimum. Są one nielicznymi scenami, które naprawdę się udały, co nie powinno dziwić, zważywszy na to, że reżyser był osobą odpowiedzialną za zdjęcia do wspomnianych już „Szybkich i wściekłych” oraz średnio udanego „Daredevila” z 2003 roku, dzięki czemu nabrał doświadczenia przynajmniej na tym polu. Nie oznacza to jednak, że mógł sobie pozwolić na zaniedbanie wszystkich innych aspektów produkcji, takich jak historia czy jej bohaterowie, którzy stanowią popisy mizernej gry aktorskiej. To skrajnie przerysowane karykatury swoich pierwowzorów sprzed dwudziestu pięciu lat, odrapane z wszelkich osobowości. Przypominają tu raczej sektę niezrównoważonych ekologów, którzy mogliby stać się idealnymi żołnierzami w rękach pewnych…organizacji.

Point_Break_3

W „Point Break – na fali” zabrakło dosłownie wszystkiego: dobrej historii, bohaterów i przede wszystkim samej akcji, którą scenariusz powinien być gęsto wypełniony. To kino niskich lotów, którego twórcom wydaje się, że kilka udanych scen jest w stanie sprzedać cały film. Otóż nie, nie jest. I raczej nigdy nie będzie.

gwiazdki 2

Dodaj komentarz